Fabuła

Kopę lat, witamy w Junkville City!

Nalej sobie czegoś mocniejszego, bo będzie co opijać. Jak tak dalej pójdzie, szykuje się najłatwiejsza robota w naszym życiu. Ale żeby nie było, że chwalę dzień przed zachodem, najpierw opowiem o gównie, na które musimy uważać.

Po pierwsze, patrz jak chodzisz po lesie. Wiosną wyrosły tu dziwne rośliny i wolisz ich nie dotykać. Niedawno jakiś dzieciak przyniósł jedną dla mamusi. Kilka godzin później, razem z mamusią, prawie wyżarli twarz komuś z rady miasta. Wyglądali dokładnie jak reszta trupów z lasu. W szpitalu mówią, że to jakaś mutacja. Sam nie wiem, po prostu nie pchaj łap w kwiatki i wszystko będzie dobrze.

Po drugie – zombie, czyli jak zawsze, ale gorzej. Biegają tu różne dziwactwa, wydają paskudne dźwięki, szczególnie w nocy. Jak mi nie wierzysz to idź do muzeum i sobie zobacz. Nigdy czegoś takiego nie widziałem, więc uważaj na siebie i nie szarżuj za bardzo.

No i pozostaje kwestia zrzutów. Kilka dni temu rąbnęło jakby się ziemia zapadła. Chłopaki mówili, że to śmigłowce, ale ja tam nie wiem, bo akurat spałem. Pierwsze co zobaczyłem to spadające z nieba skrzynki. W mieście gadają, że to wojsko idzie ich uratować i już mieliśmy odwoływać akcję, ale dni lecą, a po zgubę nikt się nie zgłasza. Pewnie ktoś popierdolił koordynaty, a teraz nie ma jak po to wrócić.  W każdym razie, gdzieś w lesie zombie depczą po skrzyniach pełnych hajsu i amunicji.

Jak ocenić tę sytuację? Cholera wie, ale nie wróżę żadnych wizyt wojskowych. Za to skrzynie oznaczają więcej ludzi w lesie, a to spowolni nasze ruchy. Z drugiej strony, więcej ludzi w lesie to więcej łatwych celów. Zresztą, oceń to sobie jak chcesz, jest jak jest, z tym musimy pracować.

A, no i prawie bym zapomniał, jest jeszcze coś. Na dniach do miasta przyjechała jakaś grupa uzbrojonych pajaców. Nazywają się Stalowymi… Kimś tam. Nie pamiętam. Jak na moje oko, zwykła grupa harcerzyków z pukawkami. Na początku myślałem, że są tu po skrzynie, ale nic o nich nie wiedzieli. Twierdzą, że chcą walczyć z zarazą. Cokolwiek to znaczy. Niby nic z czym byśmy sobie nie poradzili, ale na wypadek gdyby potrafili strzelać z tych pukawek, możemy ich wybić najpierw.

No dobra, jest tego więcej niż myślałem, ale dobrych stron i tak nic nie przebije. Po zniknięciu burmistrza, w mieście panuje – lekko mówiąc – dezorganizacja. Niby jest tam jakaś rada miasta, ale widocznie nie radzi sobie z zadaniem. Chyba sami to zrozumieli, bo na dniach chcą organizować wybory nowego burmistrza.

Zrobi się zamieszanie, ludzie pójdą głosować i stworzą nam idealne warunki do ataku. Co prawda sporo mieszkańców nosi ze sobą broń, ale większość magazynków jest pusta. Jak dobrze pójdzie, wystrzelamy ich zanim się zorientują.

Mam w mieście swoich ludzi, którzy pracują nad małą niespodzianką, więc możemy liczyć na wsparcie od wewnątrz. Nikt nawet nie śmie ich o cokolwiek podejrzewać. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, rozpętamy w Junkville piekło jeszcze zanim wejdą tam nasi. Mówię ci, ustawisz się na dalszej pozycji i pewnie nawet nie zdążysz użyć broni.

No, to chyba wszystko co musisz wiedzieć, przynajmniej na razie. Plan jest prosty: czekamy aż nasi ludzie skończą przygotowania i uderzamy w pierwszym dogodnym momencie. Stawiających opór zabijamy od razu, tych, którzy się poddadzą, przesiejemy. Część sprzeda się w Meksyku, a tych bardziej przydatnych spróbujemy przekabacić na naszą stronę. Tylko nie za wielu, bo i tak już jest sporo mord do podziału.

To zdrówko, za to, żeby poszło łatwiej niż ostatnio. A teraz idź się przygotować…

... i nie daj się zabić.